POSŁANIEC ANTONIEGO
2/2020
Nie ma się co bać. Odwagi!

Rozmowa z Natalią i Krzysztofem Szkaradkami, małżeństwem i rodzicami sześciorga dzieci. Ona jest doktorem farmacji i nauczycielem akademickim, on inżynierem środowiska, członkiem zarządu dobrze prosperującej firmy. Żywo uczestniczą w życiu Kościoła, związani od lat z Drogą Neokatechumenalną.

Jaki macie staż małżeński?

Krzysztof: Osiemnaście lat.

Ile macie dzieci?

Natalia: Szóstkę.

Od zawsze mieliście pragnienie, żeby założyć rodzinę?

Krzysztof: Poznaliśmy się jeszcze w szkole średniej, chodziliśmy do tej samej klasy. I tak to się rozwijało.

I od wtedy nie było czasu rozstania?

Natalia: Jak już się zeszliśmy, to tak zostało.

Krzysztof: Tak, całe liceum byliśmy razem i pobraliśmy się na drugim roku studiów.

Czyli dość szybko, wręcz niestandardowo, jak na dzisiejsze trendy.

Krzysztof: Natalia poszła na chemię na PK, ja na klimatyzację i ogrzewnictwo na AGH.

A kiedy zaczęło się Wasze doświadczenie Drogi Neokatechumenalnej?

Natalia: Ja byłam we wspólnocie od ósmej klasy. Na studiach Krzysiek poszedł na katechezy w kościele Piotra i Pawła, przez półtora roku chodził sam, ja byłam u Barbary. I „wylądowaliśmy” w pierwszej wspólnocie u franciszkanów.

Pierwsze dziecko pojawiło się jeszcze na studiach. Nie mieliście obaw?

Natalia: Tylko przez pierwszy miesiąc zastanawiałam się, czy to dobry pomysł, żeby jeszcze w czasie studiów mieć dziecko.

Krzysztof: Najpierw miałem stracha. Jak to będzie, jak nam się dziecko urodzi. Pojechaliśmy na podróż poślubną, czyli wyjazd do Toronto na spotkanie młodych. To był rok 2002. I tam, nie pamiętam dokładnie, co to był za fragment Pisma Świętego, w każdym razie wiedziałem, że Bóg mówi do mnie, żebym się nie bał. Odwagi! I to był taki moment otwarcia się na życie. Pomyślałem sobie: Czego tak naprawdę mam się bać? Jeśli Pan Bóg chce dać nam dziecko, to nie ma się co bać. Więc przyjmiemy z radością, jak się tylko pojawi. Problem w tym, że nie chciało się pojawić. Dopiero po dwóch latach urodziła się Zuzia.

Pan Bóg trochę Was poddał próbie, bo kiedy już wspaniałomyślnie przyjęliście myśl o dziecku, to nagle okazało się, że Wasza zgoda nie wystarcza, że ostatecznie to On daje życie.

Krzysztof: Pan Bóg nam to pokazuje przy każdym dziecku. Teraz też byśmy bardzo chcieli, a to nie tak, że chcemy i jest.

Natalia: Ja miałam pewne problemy i wiedziałam, że może to nie być proste, ale zawsze z Bożą i lekarską pomocą się udawało. Był jeszcze jeden epizod. Jak na początku nie mieliśmy dziecka, to wymyśliliśmy sobie, że może adoptujemy. Poszliśmy po pół roku małżeństwa do ośrodka adopcyjnego i powiedzieliśmy, że jesteśmy małżeństwem i chętnie weźmiemy dziecko. A pani, jak zebrała od nas wszystkie zeznania, ile mamy lat, że jesteśmy studentami, mieszkamy w mieszkaniu studenckim, powiedziała nam dobrotliwie: „Dobrze, dzieci, to może tak za pięć lat, jak trochę okrzepniecie, to przyjdźcie i porozmawiamy”.

Po pięciu latach nie musieliście już iść, bo mieliście już swoje dzieci. Co było dalej? Skończyliście studia, podjęliście pracę?

Natalia: To było niesamowite, że od razu po studiach, już w czerwcu, Krzysiek dostał pracę, a wtedy w tym względzie czasy były jeszcze trudniejsze. A ja sobie wydumałam, że będę robić doktorat na Wydziale Farmaceutycznym UJ. I to też był cud, bo jak tu iść na wydział, na którym się nie studiowało, i powiedzieć: „Dzień dobry, ja skończyłam chemię, proszę mnie tu przyjąć na doktorat”. A jednak znalazł się profesor, który mnie przyjął do siebie. I trafiłam najlepiej, jak mogłam.

Krzysztof: Czyli zaraz po studiach byliśmy jakoś ustawieni, to znaczy mieliśmy pracę, która pozwalała nam nie umrzeć z głodu. Moja pensja nie pozwalała na pokrycie kosztów mieszkania. Rodzice nam trochę pomogli, jakieś dorywcze prace.

A Ty jak chodziłaś na uczelnię?

Chcesz regularnie otrzymywać ciekawe artykuły na e-mail? Zapisz się do naszego e-biuletynu, a regularnie będziesz otrzymywał zajawki pojawiających się artykułów. Będziesz zawsze na bieżąco!