POSŁANIEC ANTONIEGO

O domu zbudowanym z życzliwości

Mariola Wiertek Rozmowy MiejscaLudzie
2/2018
O domu zbudowanym z życzliwości
Nazwa hospicjum pochodzi od łacińskiego słowa hospes, czyli gość, ktoś, kto przybywa z daleka i ma prawo zająć pierwsze miejsce. Gdy w styczniowe południe 2018 r. przekroczyłam wraz z ojcem Andrzejem Zającem próg Hospicjum św. Łazarza przy ul. Fatimskiej w Krakowie, poczułam tę ciepłą atmosferę gościnności. I miałam nieodparte wrażenie, że tu wszyscy czują się jak w domu.


Niezwykłym domu, w którym ludzie służą sobie wzajemnie, a na ich twarzach gości serdeczny uśmiech. Po tej krainie „Pokoju i Dobra” oprowadzały nas dobre duchy tego miejsca: Jolanta Stokłosa, prezes, a także Renata Połomska i Małgorzata Wiśniewska, zajmujące się pozyskiwaniem funduszy niezbędnych do funkcjonowania hospicjum.
Sercem domu jest kaplica, w której znajduje się Najświętszy Sakrament i codziennie odbywają się Msze Święte – bez względu na to, czy domownicy biorą w nich udział, czy nie, bo np. nie pozwala im na to stan ich zdrowia. To jedna z żelaznych zasad kapelana: stała obecność kapłana pomaga chorym i ich rodzinom zmierzyć się z zaistniałą sytuacją.
Patrząc na profesjonalnie i estetycznie urządzone wnętrza, trudno mi uwierzyć, że twórcy hospicjum zaczynali od zera.

Serce domu
Ten dom zbudowany jest z tej pobożności, z tego pietyzmu, która dobrego Samarytanina zatrzymała na drodze, pokierowała jego wzrokiem, potem sercem, czynami i wszystkim, co było potrzebne, by pomóc. Z życzliwości, która lękając się nawet wielkiego słowa „miłość”, jest miłością. Z takiej dobroci, która nie pytając rusza w drogę, bo trzeba – to słowa homilii śp. ks. kard. Franciszka Macharskiego, wielkiego przyjaciela Hospicjum św. Łazarza, który często odwiedzał to miejsce, a wędrując po salach, nigdy – jak wspominają domownicy – nie korzystał z windy.
Ruch hospicyjny w Polsce miał swój początek w latach 70. – wspomina Jolanta Stokłosa. Zrodził się, w parafii kościoła Arka Pana w Nowej Hucie, w Zespole Studyjnym, liczącym ok. 100 osób. Celem jego pracy było pogłębianie wiedzy religijnej. Pierwsze zebranie odbyło się 18 listopada 1972 r. Na spotkaniach rozważano Pismo Święte, wymieniano poglądy, zwiedzano zabytki Krakowa, spotykano się z grupami ludzi o różnych wyznaniach, przyjeżdżającymi z Polski i ze świata do pomocy przy budowie kościoła. Zrodziły się liczne przyjaźnie. 
Pewnego dnia rozważano fragment Ewangelii, w którym Chrystus modli się do Ojca, aby oddalił kielich cierpienia i prosi uczniów „Czuwajcie ze mną”. Członkowie Zespołu zapytali ks. prał. Józefa Gorzelanego: „Jak dzisiaj możemy czuwać z Chrystusem, jak realizować to wezwanie?”. Zespół stwierdził, że powinien widzieć Jezusa w ludziach cierpiących i nieuleczalnie chorych i to z nimi musi czuwać. W toku dalszych spotkań zaangażowano się szczególnie w zagadnienie praktykowania czynnej miłości, czynnego miłosierdzia i stosowania skutecznego współczucia. Problem wyrażania miłości stał się punktem wyjścia na drodze prowadzącej do powstania Hospicjum. W latach 70. – ciągnie swą opowieść Jolanta Stokłosa – zespół wspomagał personel szpitalny na Oddziale Chorób Zakaźnych Szpitala im. S. Żeromskiego w Nowej Hucie, obejmując opieką pacjentów oddziału szpitalnego i chorych wypisywanych ze szpitala. Ten pierwszy Zespół Wolontariuszy Hospicyjnych w Polsce w swej działalności opierał się na tradycji Krakowskiego Ośrodka Pielęgniarstwa Domowego założonego w 1957 r. przez Hannę Chrzanowską. Członkowie uważali, że obcowanie z chorymi i służenie im, to najszlachetniejsza szkoła dla odczytania sensu cierpienia. Uczy wielkiej wrażliwości na ból i na potrzeby drugiego człowieka. Pozwala praktykować „czynną” miłość, czynne miłosierdzie i stosować skuteczne współczucie.

Niełatwe początki
Redaktor Halina Bortnowska, podczas pobytu w Anglii miała sposobność poznać założycielkę ruchu hospicyjnego, dr Cicely Saunders i jej dzieło – Hospicjum św. Krzysztofa w Londynie. Po powrocie do kraju podzieliła się swoją refleksją z pobytu, powodując, że Zespół wraz z ks. Józefem Gorzelanym jednomyślnie podjął starania o utworzenie w Nowej Hucie takiego hospicjum. W 1978 r. dr Saunders wygłosiła w Krakowie referat o opiece hospicyjnej i leczeniu bólu nowotworowego w Instytucie Onkologii. Lekarze z Instytutu zapragnęli włączyć się w realizację idei hospicyjnej w Krakowie. Dzięki Solidarności, która wybuchła w 1980 r. można było pomyśleć o powołaniu towarzystwa, którego zebranie założycielskie odbyło się w Instytucie Onkologii 2 marca 1981 r. Członkowie zarządu powołali 21 lutego 1982 r. Zespół Opieki Hospicyjnej, którego celem było wolontaryjne opiekowanie się chorymi terminalnie w domach rodzinnych. Prace rozpoczęto od szkoleń dla wolontariuszy. 6 czerwca 1986 r. zakupiono dom (połowę bliźniaka) przy ul. Centralnej 26 (obecna Wężyka 28).
W 1987 r. zespół już regularnie posługiwał chorym. Od 1 czerwca 1993 r. równolegle do działalności Zespołu Opieki Hospicyjnej rozpoczęła pracę Poradnia Leczenia Bólu i Opieki Paliatywnej. Od początku powstania towarzystwa starano się podjąć budowę domu hospicyjnego. Udało się ją zrealizować w latach 1990-1996.

Patron i wolontariusze
Nazwa św. Łazarza – wyjaśnia Jolanta Stokłosa – została przyjęta na wzór pierwszego szpitala miejskiego zbudowanego w XIX w. przy ul. Kopernika. Przy wyborze istotne było wskrzeszenie Łazarza, czyli nadzieja dla wszystkich, że nie umieramy, lecz przechodzimy do nowego życia. 
Od wolontariatu, jeszcze w szkole policealnej w ramach projektu zaliczeniowego – wyjaśnia Małgorzata Wiśniewska – zostałyśmy z koleżanką zachęcone przez naszą promotor, prof. Kucharską, do zaangażowania się w pomoc Hospicjum. Trafiłyśmy do sekcji zajmującej się „Polami Nadziei” i uczestniczyłyśmy w kwestach. Okazało się że dobrze nas zapamiętano i gdy potrzeba było kogoś na etat, skontaktowano się z nami. Koleżanka akurat miała inne plany życiowe, ale ja chętnie przyjęłam propozycję, bo będąc wolontariuszką poznałam koordynatorkę akcji, Renatkę, i wiedziałam, że fajna z niej osoba.
17 lat temu po ukończeniu studiów wyjechałam do Kanady – opowiada Renata Połomska.  Półroczny pobyt szybko minął i musiałam podjąć decyzję, czy zostaję, czy wracam. Moja młodsza siostra skusiła mnie do powrotu propozycją pracy w Hospicjum. Trafiła tam w ramach praktyk studenckich. Podczas rozmowy dowiedziała się o tym, że poszukiwana jest osoba do pracy na stanowisku asystenta „Pól Nadziei”. Pomyślałam, że ten zbieg okoliczności musi coś oznaczać. Po 3 latach pracy na stanowisku asystenta „Pól Nadziei” zostałam managerem zespołu.

Wiele zależy od nas
Małgorzata i Renata opowiadają o swojej pracy: Naszym celem jest przede wszystkim zjednywanie sojuszników, promowanie idei hospicyjnej, informowanie o możliwości uzyskania pomocy i pozyskiwanie środków, aby pomoc Hospicjum mogła pozostać nieodpłatna dla chorych i ich rodzin. Nasza praca jest procesem ciągłym, kończymy jedną akcję, zaczynamy kolejną, wiele działań prowadzonych jest równocześnie. Dużo rzeczy udało nam się zrealizować, ale potrzeby rosną i wiele jeszcze wyzwań przed nami. Czy im podołamy, zależy w dużej mierze od wrażliwości społeczeństwa i gotowości do dzielenia się z potrzebującymi – mówi z uśmiechem Małgorzata.
Renata dodaje: Sztandarową akcją, którą realizuje nasz trzyosobowy zespół są „Pola Nadziei”. Inne to kwesta listopadowa i kwesty okolicznościowe. W ubiegłym roku, dzięki nieocenionej pomocy wolontariuszy, zebraliśmy do hospicyjnych puszek bez mała 1 mln zł. Naszym zadaniem jest również zachęcanie osób do przekazywania 1% podatku na rzecz Hospicjum, pozyskiwanie darczyńców. Przygotowujemy materiały promocyjne, plakaty, foldery, prowadzimy strony internetowe i hospicyjny profil na portalach społecznościowych. Nie sposób nie wspomnieć o współpracy ze szkołami, która jest przez Hospicjum św. Łazarza realizowana od pierwszych „Pól Nadziei”. Obecnie każdego roku w żonkilowe konkursy i kwesty pod czujnym okiem swoich nauczycieli włączają się dzieci i młodzież z ponad 80 placówek.

Najpiękniejsze wspomnienia
14 grudnia 1996 r. miało miejsce otwarcie domu hospicyjnego przy ul. Fatimskiej 17, pierwsza Msza Święta sprawowana przez ks. kard. Franciszka Macharskiego, w której uczestniczyło prawie 500 członków i przyjaciół Towarzystwa Przyjaciół Chorych Hospicjum. Wzruszenie, że idea założycieli została zrealizowana – ta chwila zapisała się w pamięci Jolanty Stokłosy, która swoją pracę wykonuje jako wolontariusz.
Renata wspomina: Kilka lat temu w Teatrze Ludowym zorganizowaliśmy koncert pt. „Odcienie Nadziei”. Pośród wielu wydarzeń, w przygotowaniu których na przestrzeni tych 17 lat brałam udział, to budzi we mnie najpiękniejsze wspomnienia. Koncert poprowadziła Lidia Jazgar. Wykonawcami byli pracownicy, wolontariusze i przyjaciele Hospicjum. Repertuar nieprzypadkowy, covery najpiękniejszych piosenek traktujących o życiu i nadziei. Chciałabym móc jeszcze raz posłuchać tego koncertu, doświadczyć przyjemności z jego przygotowania.
Dla mnie zarówno najcięższe jak i najpiękniejsze chwilę związane są ze współpracą z ludźmi, te 14 lat mojej pracy to taka ilość wspomnień i historii, ludzkich radości i smutków, że sama się dziwię, ile się tego nazbierało. Ludzie potrafią zaskoczyć, przeważnie pozytywnie, czasami też to, co wydaje się najtrudniejsze, staje się najwartościowszym doświadczeniem, a to co wydaje się być super na początku, niesie gorzkie owoce. Lidia Jazgar w piosence „Spotkanie” śpiewa o tym co „było gorzkie a stało się słodkie bo słodyczą było i słodyczą jest”. W moim przypadku te słowa się sprawdzają – twierdzi Małgorzata.

Trudne chwile
W naszej pracy, gdzie często korzystamy z bezinteresownej pomocy innych, nie możemy wyłączyć telefonów wieczorem, ani w sobotę, niedzielę, czy inne święto – mówi Renata. Przykładowo, grafik komputerowy, który przygotowuje dla nas projekty, robi to w swoim wolnym czasie i ja też muszę być wtedy do jego dyspozycji. Podobnie większość akcji odbywa się w weekendy. Często nasze plany rodzinne musimy dostosowywać do pracy. To praca, która przenika do życia osobistego, najlepiej wie o tym moja córka.
Czasami pojawia się taka myśl, że można przecież robić coś innego, zarabiać więcej, cieszyć się wiosną zamiast „ślęczeć” nad „Polami Nadziei”, zamknąć biuro i iść do domu, nie myśleć o pracy. I może kiedyś przyjdzie taki moment, że coś się w moim życiu zmieni, ale teraz jestem tutaj, patrzę na chorych chodzących po naszym korytarzu i po ogrodzie, słyszę dobre słowa rodzin, którym hospicjum pomogło przetrwać najtrudniejsze chwile pożegnania i myślę, że warto robić to, co robię – mówi Małgorzata
Pewnie, że zdarzają się trudniejsze chwile, szczególnie, gdy cały dzień kwestujemy bolą nas nogi i jest nam zimno. Ale wtedy czerpiemy entuzjazm od wolontariuszy. Ci mają go niespożyte pokłady – dodaje Renata.

***
Nasza wizyta w Hospicjum dobiega końca – czas wracać do codziennych obowiązków. Dobrze jest wiedzieć, że są takie domy i ludzie, którzy patrzą sercem i nie szczędzą sił, by pomagać innym. Od kilkunastu lat jestem wolontariuszką akcyjną – brałam udział w wielu kwestach i mogę potwierdzić ogrom trudu i zaangażowanie bohaterek reportażu, hojność darczyńców i szacunek, jaki mają do tego miejsca i ludzi, którzy stworzyli je od podstaw.
Akcja „Pola Nadziei” rozpocznie się w tym roku 11 marca uroczystą Mszą Świętą, którą odprawi w  hospicyjnej kaplicy patron honorowy akcji, abp Marek Jędraszewski. Kwesty w krakowskich kościołach potrwają do 27 maja. Logo kwesty to dobrze znane nie tylko krakowianom żółte żonkile – symbol wiosny i nadziei.


*Słowa piosenki cytowane przez Małgorzatę Wiśniewską pochodzą z piosenki „Spotkanie” (album „Wiał wiatr”, Lidia Jazgar z zespołem „Galicja”).



Chcesz regularnie otrzymywać ciekawe artykuły na e-mail? Zapisz się do naszego e-biuletynu, a regularnie będziesz otrzymywał zajawki pojawiających się artykułów. Będziesz zawsze na bieżąco!