POSŁANIEC ANTONIEGO
2/2018
Boża ekonomia
 Kiedy uznajemy, że Pan Bóg jest właścicielem wszystkiego, a my jedynie Jego zarządcami, wtedy również nasze długi stają się Bożymi długami. To On przejmuje nasze zobowiązania, co oczywiście nie oznacza, że my mamy siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż Bóg pospłaca nasze długi. 
Kilka tygodni temu gościłem w rychwałdzkiej parafii Wojciecha Nowickiego, ekonomistę i autora książki (wraz z nieżyjącą już małżonką) pt. „Uzdrowienie finansów. Jak z Bożą pomocą wyjść z długów?”.

Przyjazd tego gościa był związany z projektem naszej fundacji RSC pod hasłem: „Mężczyzna, któremu nie wszystko jedno”, obejmującym comiesięczne spotkania z mężczyznami zaangażowanymi w życie Kościoła.
Pan Wojciech podczas niedzielnych Eucharystii mówił krótkie świadectwo, a następnie spotykał się z chętnymi w auli domu rekolekcyjnego. Żadne z wcześniejszych spotkań nie zgromadziło tylu słuchaczy. Piszę o tym, gdyż nie zapomnę naszej nocnej rozmowy, prowadzonej wraz z o. Pawłem na temat Bożej ekonomii. Nas, zakonników, nie trzeba przekonywać, że ostatecznym właścicielem wszystkiego jest Bóg i naprawdę wszystko jest Jego własnością. Przecież żyjemy z ofiar, które wierni przekazują na utrzymanie wspólnoty, różnego rodzaju darowizn oraz z pracy rąk własnych i dobrze znamy moc modlitwy prośby wznoszonej do nieba, do którego, według św. Franciszka z Asyżu, należy wszelkie zaopatrzenie. Co dla nas zakonników jest oczywiste, niekoniecznie musi być takie pewne dla wiernych świeckich.

Nie martwcie się
Pan Wojciech w swej książce, jak i w naszej rozmowie, rozwijał wątek Bożej ekonomii, odpowiadając na pytanie: Co znaczy ten termin? Nasz gość podkreślał, że Boża ekonomia to nieco inne spojrzenie na własność. To wskazanie na Boga, jako właściciela wszystkiego, bo to On stworzył świat i wszystko, co go napełnia. Natomiast rolą człowieka jest zarządzanie Bożymi dobrami. Pisze o tym św. Paweł w pierwszym Liście do Koryntian: Niech więc uważają nas ludzie za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych! A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny (1Kor 4,1-2). Szafarz zarządza, jest menadżerem. To drugie określenie, takie współczesne, w ustach pana Wojciecha było mocno zaakcentowane, tak jakby chciał nam dać jasno do zrozumienia: Bracia nie martwcie się, nie jesteście właścicielami tego, co wydaje się, że posiadacie. To nie wy jesteście właścicielami klasztoru, domu rekolekcyjnego, samochodu, czy komputera, na którym pracujecie. Właścicielem tego wszystkiego jest Bóg. Jeśli ktoś was za to krytykuje, to przede wszystkim krytykuje właściciela, czyli Boga. Do was jednak należy przyjąć obowiązki i odpowiedzialności, które nałożył na was Właściciel tych dóbr, bo jako menadżerowie, będziecie musieli zdać relacje ze swego zarządu.

Prawdziwy właściciel
I wówczas moje franciszkańskie serce zostało napełnione pokojem. Zawsze bowiem miałem problem jak pogodzić Maksymilianowską zasadę rozwoju bez granic, za którą, chcąc nie chcąc, musi podążać sfera materialna z Franciszkową postawą ubóstwa. Wielu na nas, franciszkanów, patrzy bowiem przez pryzmat rzeczy, którymi dysponujemy w klasztorach dla celów osobistych bądź duszpasterskich. Jedni to rozumieją i najczęściej tłumaczą wymogami współczesności, ale dla innych stanowi to poważny problem i często staje się zarzutem dla podkreślenia tezy nadmiernego bogacenia się Kościoła. Teraz w końcu zrozumiałem, że wszelka krytyka tak naprawdę godzi w Pana Boga, dlatego skromne życie osobiste, a bogate dla celów ewangelizacji i służby w Kościele Chrystusowym, nie powinno rodzić we mnie wyrzutów sumienia. Oddaję to wszystko jedynemu i prawdziwemu właścicielowi, ufając, że Wszechmocny poradzi sobie z każdą krytyką.
A jak jest z długami? Kiedy uznajemy, że Pan Bóg jest właścicielem wszystkiego, a my jedynie Jego zarządcami, wtedy również nasze długi stają się Bożymi długami. To On – jak podkreślał pan Wojciech – przejmuje nasze zobowiązania, co oczywiście nie oznacza, że my mamy siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż Bóg pospłaca nasze długi. Nie. On da nam moc, żeby to zrobić. I jeszcze jedno, przejmuje ciężar odpowiedzialności za długi, uwalniając nas z jego dźwigania. Już św. Piotr Apostoł zwrócił na to uwagę, pisząc: Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was (1P 5,7). Jak wielu ludzi pozbawiło się wolności finansowej tylko dlatego, że stracili sprzed oczu Boga i sami chcieli być panami życia. A iluż cierpi z powodu swych złych decyzji, nabranych kredytów, podpisanych niefortunnych umów? Co teraz robić?

10 kroków ku wolności
Idąc za tokiem myślenia pana Wojciecha, aż chce się krzyknąć: wprowadzajmy Bożą ekonomię! Przenieśmy duchowym aktem prawa własności na Boga, oddając Mu wszystko: siebie, nasze talenty, umiejętności, rodzinę, relacje, majątek, nieruchomości i ruchomości, finanse, długi, prace, firmę, zdrowie, a nawet własny rozwój. Kiedy to zrobisz, wejdź na drogę dziesięciu kroków do wolności finansowej. Więcej dowiesz się z książki pana Wojciecha, którą z serca polecam, tu jedynie wymieniam tych dziesięć kroków: 1. Módl się; 2. Nie zaciągaj nowych długów; 3. Spisz wszystkie swoje długi; 4. Stwórz plan spłaty dla każdego z długów; 5. Utrzymuj kontakt z pożyczkodawcami; 6. Korzystaj z planu wydatków lub budżetu; 7. Poważnie rozważ możliwości zwiększenia dochodów; 8. Ogranicz wydatki; 9. Szukaj rady; 10. Jeśli potrzebujesz, skonsultuj się z lekarzem, terapeutą.
Rady pana Wojciecha już przyniosły duże owoce w życiu wielu ludzi, a jeśli uważasz, że warto z nich skorzystać bezpośrednio u zainteresowanego, to należy to zrobić.


Chcesz regularnie otrzymywać ciekawe artykuły na e-mail? Zapisz się do naszego e-biuletynu, a regularnie będziesz otrzymywał zajawki pojawiających się artykułów. Będziesz zawsze na bieżąco!