POSŁANIEC ANTONIEGO

Malowane rosą i słońcem

Jerzy Szyran OFMConv Wiara
2/2022
Malowane rosą i słońcem
„Marek, Marek” – dobiegł mnie głos Kaśki – „spóźnisz się na trening”. Spojrzałem na żonę wchodzącą do pokoju. „Marek, co ci jest?”. „Nic – to zaraz minie”.
W wielkim pędzie wpadłem do domu po pracy. Wbiegłem do kuchni, gdzie w pośpiechu łyknąłem jakiegoś rolmopsa rzuconego mi na talerz przez Kaśkę. Tego dnia miałem jeszcze w planach lekcję tenisa, a potem już od dawna zaplanowane wyjście z Kasią do kina. Od ślubu bowiem, w wirze codziennego życia, jakoś nie mamy czasu, żeby spotkać się ze sobą i choć „skrzyżować” myśli w jakiejś krótkiej wymianie zdań. Niby łączy nas Ola – nasza córka – lecz ta cały dzień pozostaje pod opieką niani tak, iż zaglądam do niej jedynie, gdy już śpi. Tak więc, jak powiedziałem, tego dnia musiałem się śpieszyć. Po zjedzeniu błyskawicznego obiadu wpadłem na górę do pokoju, by się przebrać. Tu jednak stanąłem oniemiały. Teczka wysunęła mi się z rąk i nieomal zemdlałem ze strachu, a zimny pot pokrył całe moje czoło. Na środku pokoju było okno. Tak! W miejscu zupełnie nieadekwatnym, niezamontowane w żadnego rodzaju twarde podłoże, na środku w powietrzu tkwiło okno, przez które rozciągał się widok na jakiś ciemny i ponury krajobraz. Obraz ten swym wyglądem przypominał resztki lasu, który został nagle zanurzony w podmokły teren bagien. Kikuty drzew sterczały z brunatnej mazi pokrywającej niemal całą przestrzeń tego dziwnego boru. W pewnym momencie z oparów buchających z bagien wyłoniła się koszmarna postać. Swoim wyglądem przypominała ni to postać ludzką, ni to coś człekokształtnego o ustach przypominających świński ryj, kopytach niby osła i głowie kozła. Z przerażenia zamarłem w bezruchu.
Chcesz regularnie otrzymywać ciekawe artykuły na e-mail? Zapisz się do naszego e-biuletynu, a regularnie będziesz otrzymywał zajawki pojawiających się artykułów. Będziesz zawsze na bieżąco!